Mocne rozczarowanie. Spodziewałem się solidnego filmu historycznego o jednej z najwybitniejszych władczyń w dziejach, w końcu to dopiero za rządów Elżbiety Anglia awansowała z prowincji (walczącej jedynie o terytoria z sąsiednią Francją) do ekstraklasy światowej polityki.
Niestety, wątki polityczny i wojenny zostały zepchnięte na daleki plan i spełniają rolę zapychacza. Zainteresowani kinem psychologicznym też mogą się rozczarować, bo o samej Elżbiecie i jej charakterze niewiele można się dowiedzieć.
To co wysuwa się natomiast na pierwszy plan to naiwne romansidło, gdzie napalona Elżbieta próbuje poderwać bad boya pirata a swoim zachowaniem przypomina raczej Sailor Moon... Walka ze złem a i owszem, ale urocze chłopaki ważniejsze.
Groteskowy jest też wątek Hiszpanów. Warto zwrócić uwagę, że w tamtym czasie Hiszpania była największą potęgą polityczną, ekonomiczną i militarną w Europie. Przedstawienie więc jej władców jako bezmózgich fanatyków tylko ze względu na ich katolicyzm jest totalnie niewiarygodne. Zwłaszcza, że o ile Kościół katolicki ma wiele grzechów a w tamtym czasie dopuszczał się licznych okropności, to jeśli prześledzi się historię krajów protestanckich to trudno o jednoznaczne stwierdzenie kto był gorszy.