PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=402521}
6,7 1 010
ocen
6,7 10 1 1010
Longford
powrót do forum filmu Longford

Ciężko zrobić dobry film o człowieku, który z racji "dobrego urodzenia" za cel swojej działalności obrał sobie - nie kolekcjonowanie dzieł postimpresjonistów czy rzadkich okazów motyli lub szlachetną zabawę w filantropię, a forsowanie dyletanckich w swym założeniu, misji, włącznie z tą najgłośniejszą, czyli przedterminowym wypuszczeniem na wolność pięciokrotnej dzieciobójczyni, Myry Hindley.

Niestety ten film ze swoimi szlachetnymi pobudkami, próbami zachowania obiektywności i wyważaniu racji, z pełną świadomością przemilcza pewne niewygodne fakty, nie pasujące pod tezę, którą stara się udowodnić. Dlaczego nie wspomniano o wykorzystywaniu seksualnym ofiar i niechęci jaśnie lorda do homoseksualistów? Bo psuło obraz Hindley jako młodej, zagubionej dziewczyny, ofiary molestowania w dzieciństwie? Bo burzyło obraz ujmującego starszego lorda jako miłosiernego i współczującego "ostatniego sprawiedliwego"?

Postać Longforda jawi się jako zblazowany, rozkapryszony dziedzic, który z ciekawością rozgrzebuję największą kupę patykiem, a potem znudzony odchodzi w poszukiwaniu następnej, większej.
A to poodwiedzam więźniów - skutki w postaci reform w zakresie resocjalizacji, systemu penitencjarnego są? Nie? To nic! Beztrosko zatem brnijmy dalej. W czym by jeszcze się tu pobabrać, potaplać? A, pornografia! Tak przeprowadzimy wielką krucjatę mającą delegalizować pornografię. Efekt w postaci przysłowiowej (gówno)burzy w szklance wody osiągnięty, a co się napatrzył striptizów i cycków to jego :)
Ale, ale były też momenty mniej zabawne - kiedy strażnicy więzienni śmieli dokonać rutynowej rewizji jaśnie Państwa! Cóż za upokorzenie obmacywać jaśnie Panią! Ach, a to zaszczucie przez media i ukrywanie się w domu przy zasłoniętych oknach! To dopiero była istna katorga!

A może życiowa misja naszego Lorda miała na celu podbudowanie jego ego? Bratanie się z najgorszą recydywą było objawem arystokratycznego snobizmu? Objawem religijnego zaczadzenia, ślepego podążania za imperatywem chrześcijańskiego przebaczania, ale celowego pomijania kwestii sprawiedliwości i kary? Pokrętnej logiki, według której skoro Bóg wybacza, ludzie również niech wybaczają i uwalniają (przecież każdy kto dostał dożywocie i odsiedział 12 lat odpokutował swoje winy i może z podniesionym czołem wyjść na wolność). Pal licho świeckie prawo - śledztwo, proces, udowodnienie winy, wyrok skazujący - klecha wybaczył podczas spowiedzi, to pozamiatane!

Jakie rezultaty przyniosła wielka życiowa misja naszego Lorda? Z filmu dowiadujemy się, że karkołomna batalia pt. "Uwolnić Myrę Hindley", uwaga, "wzbogaciła życie duchowe" naszego bohatera! Alleluja! Klękajcie narody! A jak nazwać fakt, iż tak uparcie wzdragał się przed odsłuchaniem koronnego dowodu współwiny Myry, czyli kasety?
Niestety, skonfrontowany z matką jednej z ofiar nasz samotny orędownik humanitaryzmu nie wiedział za bardzo co powiedzieć... No tak, bo po co przejmować się rodzicami, rodzeństwem i krewnymi pięciorga zabitych dzieci? Złamanymi życiorysami kilkunastu, kilkudziesięciu osób? Ich nie trzeba było wysłuchać, obdarzyć uwagą, współczuciem; otoczyć opieką czy chociażby wsparciem finansowym?

ocenił(a) film na 7
lena_777

Ciekawe uwagi na temat Longforda i z większością się zgadzam, nie widzę w nim "świętego staruszka". Niemniej nie zgadzam się, że to był kiepski film! Właśnie dlatego, że były te wszystkie sceni o których piszesz, film jest tak ciekawy i niejednoznaczny, sami możemy dokonać pewnej refleksji na temat zła, wymiaru sprawiedliwości, czy katolicy - swych chrześcijańskich wartości. Film ukazuje Longforda nieoczywiście, nie zgodzę się, że stara się być na siłę wyważony. Myra także nie jest tu raczej idealizowana, jak mogłoby się może zdawać na samym początku. Obraz zdaje się po prostu nie dzielić zero-jedynkowo na "dobrych i złych", to raczej stanowi o jego wartości w moim odczuciu. Stary "Samarytanin" miał swoje, chyba przez samego siebie wypierane, ciemne zakamarki duszy, zaś Myra przypomina mi o procesie Eichmanna - to, że nie była potworem w dosłownym tego słowa znaczeniu, tylko potrafiła być krucha, czy ujmująca, to zapewne fakt, a nie próba wybielenia jej, jakkolwiek niewygodne ma to dla nas konsekwencje, bo też niewygodna jest cała idea "banalności zła" Hannah Arendt.

ocenił(a) film na 9
lena_777

Ja dostrzegam w tym jeszcze jeden aspekt - kto wie, kiedy i czy w ogóle sprawcy przyznali by się do kolejnych morderstw gdyby nie wtrącenie się w sprawę Longforda. Pokrętną droga ostatecznie wyszło z tego dobro, takie jak dało się z tej całej beznadziejnej sprawy wykrzesać, można było pochować ciała po 20 latach.

ocenił(a) film na 7
lena_777

Lord był człowiekiem głębokiej (nie wiem, czy prawdziwej?) wiary, dziecięco wprost naiwnym. Tacy ludzie wzbudzają we mnie mieszankę oburzenia, wzgardy i podziwu. To, że jego - tak pojmowana wiara - przetrwała do końca de facto jego życia, jest zaskoczeniem. Zazwyczaj takim ludziom otwierają się oczy wcześniej czy później. Wygrał on ostatecznie. Dla mnie równie fascynujące co obserwowanie genialnej gry Broadbenta było przyglądanie się historii Myry Hindley - jej słowa na sam koniec filmu, że zło może być tak samo mocnym i czystym emocjonalnym doświadczeniem jak dobro, wstrząsnęły mną i wiem, że tęskniła cały czas, nawet na końcu swojej drogi, za tamtym doświadczeniem, za tamtymi emocjami, gdy zabijała pierwsze dziecko. Oczywiście, to są refleksje dotyczące filmu, nie prawdziwych ludzi, bo nie wiemy, jacy oni byli. Film moim zdaniem naprawdę dobry.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones