Świetnie zrealizowany, aktorsko wypada bardzo dobrze, ale scenariusz kompletnie, przepraszam za kolokwializm, nie trzyma się kupy. Nie będę już wymieniał tych wszystkich, bardzo zresztą licznych, absurdów, błędów i niespójności fabuły, powiem tylko, że to, o czym pisał autor recenzji, to jeszcze dużo za mało.
Poruszę tylko jeden wątek, bo po prostu zwalił mnie z nóg.
Uwaga, będą tzw. spoilery.
A więc chodzi mi o ten cały wątek operacji plastycznej, bo ten jest zdecydowanie najbardziej obfity w absurdy:
Niezwykle pomocny taksówkarz wiezie głównego bohatera do chirurga-rzeźnika (pewnie ruskiego), który za drobną opłatą, o ile dobrze pamiętam 200 dolarów (pewnie dlatego tylko tyle, bo się przy tym dobrze bawił) poddaje go poważnemu zabiegowi. Zabieg odbywa się oczywiście nie na sterylnej sali, a w jakiejś ciemnej, brudnej norze.
A później oczywiście stara, filmowa maniera - nie zmieniamy opatrunków, nie zdejmujemy szwów, tylko cały czas trzymamy gębę pod tym samym bandażem. Twarz wygoi się w niecały tydzień, bo chłopisko zdrowe jak byk i ma zdolność do nadludzko szybkiej regeneracji tkanek. Już po kilku dniach następuje uroczyste, a jakże, odsłonięcie twarzy, a ta jest "zrobiona" perfekcyjnie, całkowicie wygojona, kompletnie pozbawiona jakichkolwiek blizn, ale choć postarzona, jak było w umowie, w porównaniu z wizerunkiem publikowanym w gazetach wydaje się znacznie młodsza.
Nie sposób się nie zgodzić z powyższym. Absurdów jest tu całe mnóstwo:
- dziwnie wiele osób kręciło się w pobliżu więzienia w chwili ucieczki głównego bohatera: cwaniaczek-szantażysta i Irene, ale to jeszcze "przejdzie";
- nieudolności realizacyjne: kiedy patrzymy oczyma Vincenta, widzimy, że każda z jego rąk należy do innego faceta- niezbyt skoordynowane ruchy i różnice w owłosieniu :)
- nie tylko chirurg-samouk pracuje całodobowo, również przyjaciel-trębacz o drugiej w nocy przysypia w ubraniu z gazetą w ręku, jakby się spodziewał wizyty zbiegłego z więzienia kolegi,
- Madge rzuca się przez okno chyba w ataku padaczki - z przebiegu akcji raczej to nie wynika;
- wybiegając na dach, Vincent zostawia za sobą otwarte drzwi, prawdopodobnie chciał, by ktoś za nim pobiegł;
- zakończenie zrobione bez przemyślenia, "na odwal się".
Gra aktorska również taka sobie, jedynie Lauren Bacall mi się podobała.
Nie rozumiem zachwytów nad tym filmem. Jeżeli ktoś jest w stanie nazwać go arcydziełem dlatego, że przez część filmu nie widzi twarzy protagonisty, no to cóż...
Ode mnie mimo wszystko 6,5.
Oczywiscie, ze fabula jest naciagana, ale nie przesadzajmy z ta "stara filmowa maniera". Nie znam dobrze kina lat 30. i 40., ale w ilu z nich pojawia sie podobny motyw operacji plastycznej? Oczywiscie, z perspektywy czasu rekonwalescencja gl. bohatera wywoluje usmiech na twarzy widza, ale wowczas reakcje byly zapewne zupelnie inne. Ogladajac jakikolwiek film sprzed...60 (!) lat trzeba wziac poprawke na pewne niedociagniecia. Swoja droga w obecnych filmach mamy ich co nie miara....
Dodam kolejny absurd scenariusza (który jest naprawdnę słaby):
w finałowej scenie Humph czekając na przy duszy, dopiero czekał na przyjazd ukochanej z gotówką.ukochaną sączy sobie spokojnie koktajl odziany w letni smoking gdzieś w Ameryce Południowej. Stylówa jak w Casablance, wszystko fajnie, tylko ja się pytam, skąd miał pieniądze na ten koktajl i smoking? Przecież on był bez grosza przy duszy, dopiero czekał na przyjazd ukochanej z gotówką.
Filmweb dla urządzeń mobilnych wymaga jeszcze dopracowania...
Realizacyjnie film stoi na bardzo wysokim poziomie ale scenariusz jest naprawdę słaby. Dodam jego kolejny absurd:
W finałowej scenie Humph czekając na ukochaną sączy sobie spokojnie koktajl, odziany w letni smoking gdzieś w Ameryce Południowej. Wszystko fajnie, stylówa jak w Casablance, tylko ja się pytam, skąd on miał pieniądze na ten koktajl i smoking? Przecież był bez grosza przy duszy, dopiero czekał na przyjazd ukochanej z gotówką.
A ja się zastanawiam, czy ci, którzy tak się ekscytują "Mrocznym przejściem", oglądali inne, naprawdę dobre filmy z HB, jak chociażby "Casablankę", "Saharę" czy "Skarb Sierra Madre". Przecież to zupełnie inny poziom...
Ten film ratują tylko zdjęcia. Myślę że nowatorstwo realizacyjne było warunkiem koniecznym jego powstania, bo scenariusz sprawia wrażenie pisanego na kolanie.
Z godnych polecenia filmów Humpha dorzucę Key Largo, Mieć i nie mieć, oraz klasycznie Wielki Sen.
Ona dała mu 1000 dolarów, operacja kosztowała 200 więc pewnie nawet za 100 dolcow mogl w Peru w latach 40tych zyc pol roku.
Po prostu inne kino, jakby nie patrzec to duzo filmow z gatunku "noir" mialo braki z logice w scenariuszu. Zreszta duzo z nich to ekranizacje powiesci, wiec jak to zwykle bywa sporo zostaje pominiete.
Dark Passage to najlepszy na świecie film bez scenariusza :> Filmu nie ogląda się dla fabuły (bo ta wręcz wydaje się być wymyślana na bieżąco i zapisywana na kolanie), ale dla pojedynczych scen :> Jak Bacall odpala papierosa... Mmmmmmm....