Albo ja czegos nie rozumiem albo sztuczka z maszyną Tesli to magia, a to rujnuje cały klimat
tajemniczości i wymyślania nowych sztuczek. Magia nie pasuje do całkiem realnego filmu o iluzji, no
i obsesji. Byłoby 8 ale jest 6 tylko za końcówkę
Miałem dokładnie tak samo. Jestem inżynierem, a mimo to nigdy szczególnie nie zagłębiałem się w historie tych osób. O Leonardo da Vinci zacząłem czytać po Assassin's Creed, a o Tesli po tym właśnie filmie.
O Tesli jest cala etiuda w Kawie Papierosach Jarmusha - dla mnie ciekawiej przedstawiajaca te postac
Bzdury pleciesz, typowe dla osoby nie mającej pojęcia. Leżąc na kanapie, pogrążonym w samo uwielbieniu i zarozumialstwie, braki wiedzy, tudzież trudne zjawiska tłumaczysz sobie spiskową teorią dziejów.
Chyba oglądaliśmy inne filmy. Końcówka była najlepsza. No, ale jak ktoś nie lubi filmów o magii to nie sobie obejrzy "Iluzjonistę" albo "Iluzję".
Ironią jest że przy wspomnianym przez Ciebie "Iluzjoniście" jest dopisek "Fantasy", (całkowity bezsens) a przy niniejszym filmie nie.
Ironią jest to, że przy filmie całkowicie wyjaśnionym jakim jest Prestiż ludzie się czepiają za hołd dla Tesli i jego genialności. Iluzjonista wyjaśnił wszystko, ale np. tych pomarańczy nie, a ludzie łyknęli to jak młode pelikany. Serio maszyna, a mandarynki się same pojawiają na drzewku tak? Tego nie dałoby się tak zrobić tak samo jak maszyny do klonowania, a ona ma dużo większy wpływ na morał filmu, dlatego się niektórzy tego czepiają. Nikt nie zauważy, że w Iluzjoniście było sporo rzeczy z du*y, a w Prestiżu wszystko wyjaśnione, bo maszyna. Poza tym iluzje w Prestiżu były o wiele lepsze nie da się ukryć.
Może oglądałeś filmy w innej kolejności niż ja, ale po Prestiżu Iluzjonista jest dość cienki, a nieprzewidywalnej końcówki można się domyślić w połowie filmu. Nie wiem ile osób wiedziało, że Borden miał brata, ale dla mnie to było spore zaskoczenie, mimo że było sporo wskazówek.
Poza tym warto przeczytać książkę, której ekranizacją jest Prestiż. Tam jest sporo iluzji wyjaśnionych.
Jak już to nie magia, bo to podciąga się pod fantasy, a to co zaprezentowali nam twórcy pod koniec filmu to science-fiction.
ależ zmienia się! co by było gdyby ten film się tak nie zakończył? nie byłby taki wspaniały, byłby zbyt przewidywalny, wręcz nudny, nie powstało by na jego temat tyle dyskusji. To jest rodzaj filmu który zmusza do myślenia. Jest jak dobry esej - nie daje odpowiedzi, rozpoczyna wątek, zadaje pytania, przedstawia argumenty we wszystkich możliwych aspektach ale końcówka mówi co innego, może nawet więcej niż całość filmu cały film pokazywał, że magii nie ma, jak iluzjoniści wspaniale potrafią nas oczarowywać.
Czy patrzysz uważnie ?
Sobowtóra pijaka już rozszyfrowano. Tu jest większy dramat, bo nie wiadomo kiedy Borden przyjdzie, ale za każdym razem czeka go niemiła niespodzianka.
Fantasy, sci-fi - jedno i to samo. Powiedz pod jaki gatunek sci-fi, ponieważ takie space opery nie mają nic wspólnego z nauką i czerpią wiele rzeczy z fantasy, są także gatunki hybrydy sci-fi i fantasy. Nie rozumiem po co kłócić się o takie pierdoły. Moc w sci-fi = magia w fantasy, jedno i to samo ubrane w inną nazwę.
Nic z tych rzeczy. SF i fantasy stoją na przeciwległych biegunach. "Moc w SF", której przykład podajesz odnosząc się zapewne do Gwiezdnych Wojen, to czystej wody fantasy. Gwiezdne Wojny to fantasy osadzone "dawno, dawno temu w odległej galaktyce" a nie np. w Śródziemiu. Niech cię jednak nie zmyli scenografia i kostiumy. Gwiezdne Wojny to NIE JEST science-fiction, to typowe fantasy.
Science-fiction to, dajmy na to, Obcy, Łowca Androidów albo Powrót do Przyszłości.
Na przeciwległych biegunach zupełnie jak pepsi i cola. Gwiezdne wojny to space opera, podgatunek sci-fi, a nie fantasy. Oba te podgatunki to fantastyka, mają wspólnych przodków. Scenografia i kostiumy są decydujące, jeżeli chodzi o przynależność do gatunku. Władca pierścieni przeniesiony w realia "kosmiczne" staje się sci-fi, to jak fabuła jest skonstruowana nie ma znaczenia. Oczywiście rozróżnia się "twarde sci fi", space opery i dziesiątki innych podgatunków, także hybrydowych z horrorem, fantasy, komedią romantyczną, thrillerem itp.
Nie twierdzę, że w SW nie ma elementów SF. Ale powiedzieć, że Władca Pierścieni i Obcy są jak pepsi i cola to odważne stwierdzenie. :)
Nie ma magii, jest nauka. Wiele jeszcze nie wiemy o otaczającym nas świecie. A także bardzo mało wiemy o wynalazkach Tesli.
O świecie wiemy niewiele, ale o wynalazkach Tesli wiemy sporo. Nie wynalazł on maszyny do kopiowania ludzi ani też wehikułu czasu. Kropka.
Zgadzam się. Co do filmu miałem duże oczekiwania i do wątku z kopiowaniem byłem pewny, że mam tu film genialny. Niestety, w tym filmie jest niewiele mniej magii niż w Harrym Potterze. A nawet tam nie było klonowania. nie można tego tłumaczyć nauką, bo znikłby gatunek SF/fantasy. A nawet jeśli, to spróbuje wymyślić parę teorii:
1. Tesla zdobył dwa obiekty o takiej masie by potrafiły zagiąć czasoprzestrzeń i i takiej gęstości by dało się to umieścić w pokojowych warunkach (a przy okazji jeden obiekt zgubił na podwórzu) i wykorzystał je do przeniesienia materii. Ale jak to się stało, że się te obiekty klonowały? A jeszcze zapomniałem, że przy takiej masie ciało by miało sporą grawitacje. Obstawiam, że większą od ziemskiej. Nie śmiem wyobrażać sobie co by się stało z otoczeniem. Mało tego, zwiększona grawitacja nie byłaby obojętna dla księżyca. Co powiecie na meteoryt o wielkości naszej naturalnej satelity?
2. Do drugiej teorii mały wstęp: Wg jednej z teorii wszechświat powstał dzięki tzw inflacji. Z tego co pamiętam to przemiana cząsteczki mniejszej od atomu (inne źródła podają jako energię) w materie. I to raczej w hurtowych ilościach, gdzie ilość materii w marnej galaktyce to detal. A teraz przenieśmy to do filmu. Możliwe, że wcześniej wymieniona inflacja wystąpiła i wygenerowała z energii te kopie, a przy okazji mamy odpowiedź na pierwsze pytanie z wcześniejszej teorii. Tylko, że szansa, że materia zaistnieje akurat w takiej formie jak na filmie (i akurat wtedy gdy Tesla czy jeden z głównych bohaterów się w swoje bawią) wynosi, mniej więcej jeden do nieskończoności. Ale czy w tym procesie nie powstał wyłącznie wodór? Hmm, a co tylko wodór powstał? Może uda mi się w następnej teorii to rozwiązać.
3. Następny wstęp. Pierwiastki cięższe od wodoru nie powstały w piekarniku babci, a w innym piekarniku którego zwykliśmy zwać gwiazdą. tyle wstępu.teraz do rzeczy. W powietrzu mamy mnóstwo różnych pierwiastków, ale nie na tyle (tych budulcowych) by można było stworzyć człowieka lub inny obiekt z filmu. Ale na to też jest sposób, po prostu trzeba stworzyć obiekt, który będzie miał temperaturę bliską tej z centrum słońca (ok. 15mln stopni C) i takim samym ciśnieniu wewnątrz, by powstało więcej pierwiastków, które są budulcem obiektów z filmu. I jakimś fartem akurat tak się te pierwiastki poukładały i taka ilość powstała, że mamy efekt jak na filmie :) Tu dodaję te same problemy co w teorii pierwszej + izolacja ciepła z tego obiektu.
4. Interwencja Boża, czyli cuda. Ale to już byłby film religijny :)
Jeśli macie pomysły na inne teorie możecie zapodać :)
Nie musi to być koniecznie nazwane wątkiem magii... To jest fizyka i teoretycznie klonowanie jest możliwe. Fizycy podobno potrafią "teleportować" małe cząsteczki. Okazuje się jednak, że ta "teleportacja" polega na tworzeniu kopii tych cząsteczek w innym miejscu i niszczeniu ich oryginału.
Wydaje mi się, że maszyna przedstawiona w filmie jest właśnie czymś w formie nieudanego przyrządu do teleportacji, który nie niszczy oryginału.
W filmie istnieje niepewność- czy na scenę wychodzi oryginał, czy kopia. Kto ginie? (ja jednak obstawiam, że zatapiany jest właśnie oryginał). Jest to też właśnie te "poświęcenie wszystkiego" dla pasji ze strony Roberta. Daje do myślenia, kim tak naprawdę jest ta kopia, czy to ten sam człowiek? Czy może ktoś inny? Ten wątek można głęboko rozpatrywać, na poziomie fizyki,filozofii czy nawet religii.
Moim zdaniem daje dużo dla fabuły filmu i nie jest zbędny :).
"W filmie istnieje niepewność- czy na scenę wychodzi oryginał, czy kopia. Kto ginie? (ja jednak obstawiam, że zatapiany jest właśnie oryginał)"
Na scenę wychodzi po prostu 100%-owy Angier :) Właśnie najlepsze jest to, że tak naprawdę nie ma żadnej różnicy między oryginałem, a kopią! Jeśli nazwiemy Angiere'a wchodzącego do maszyny "oryginałem", to OK. W takim razie na widowni w tym samym momencie pojawia się "kopia", a oryginał się topi.
Tyle że każda powstająca kopia Angiere'a jest w 100% zgodna z oryginałem. Ma nie tylko taki sam wygląd, ale i wspomnienia, marzenia, pragnienia itd.
Co ciekawe, tylko przy pierwszym użyciu oryginał zabił kopię, a później już tylko "oryginały" topiły się w zbiornikach pod sceną, a kopie stawały się nowymi "oryginałami".
Szczerze mówiąc, przez jakiś czas po obejrzeniu filmu też mnie to nurtowało. Przede wszystkim zadawałem sobie pytanie "Skąd Angier miał pewność że wyląduje na widowni?!", kiedy w końcu zrozumiałem, że nie ma to NAJMNIEJSZEGO znaczenia. Angier ginący na końcu filmu jest po prostu tym, który ZA KAŻDYM RAZEM lądował na widowni. Zapewne - co wynika z jego gadki przed śmiercią - myślał że ma niespotykanego farta, że jeszcze się nie utopił ;)
Zgadzam się, że zakończenie psuje to, co tak fajnie się budowało przez cały film. Nie jestem fanką iluzji, ale postanowiłam obejrzeć, bo przecież to nie o iluzję chodziło. W pewnym momencie chciałam dać 7, potem urosło do 8. Po zakończeniu chciałam dać 6, ale stwierdziłam, że to będzie za nisko. I jest 8. Choć bardziej 7/8.
a co poradzisz jak właśnie wątek sci-fi był w książce? Mieli zmienić aż tak mocno film w stosunku do książki?
Nie czytalem ksiazki, wiec oceniam tylko film, z reszta nie mozna usprawiedliwiac niedaciagniec w filmie bo tak bylo w ksiazce, znaczy, ze ksiazka tez miala kiepskie zakonczenie, tak samo nie lubie hasla, "fajny ale ksiazka byla lepsza". To jest forum o filmach i o filmach rozmoawiamy.
Zaloze sie, ze zaden rezyser nie chcialby aby jego film sie ludziom podobal, ale dopiero po przeczytaniu i najlepiej zrozumieniu ksiazki, którą się wzorował.
rozumiem, też nie czytałem ale dla mnie niedopuszczalne jest kompletnie przemeblowanie zakończenia jeśli się robi film na podstawie książki.
Zgadzam się, obojętnie jak to nazywać - nauka, magia, eksperyment - nieuzasadnione wciśnięcie sci-fi w akcję popsuło całe dobre wrażenie, jakie robił ten film.
Ta "magia" jest w tym filmie po to byś zobaczył, ze fachowiec iluzjonista osiagnie to samo "bez magii" ;)
zakończenie zdecydowanie rozczarowuje i nie pasuje, jednak całość wciąż uważam za świetne dzieło :)
Rzeczywiście, jeśli rozwiązaniem sztuczki o znikaniu jest magiczna teleportacja, to to rujnuje całą ideę iluzji. To czysta magia, ewentualnie sci-fi. Nieważne, że Tesla czy Leonardo da Vinchi byli supergeniuszami, nie mogli wynaleźć rzeczy jak wehikuł czasu czy teleportacja. To z nauką nie ma nic wspólnego.
Może tylko sprawia takie wrażenie, ale od początku do końca jest raczej nie całkiem realny, tak uważam
Nikt nie zmienił pod koniec zasad gry. Ktoś tu nieuważnie oglądał. Ten film nie jest super skomplikowany, a jednak niektórzy nie ogarnęli. Smutne :)
Ten film nie jest super skomplikowany. I na tym koniec Twoich racji.
To że komuś nie podoba się zmienianie zasad gry w trakcie filmu, to nie znaczy że go nie zrozumiał.
Zasady gry się nie zmieniają. Na przykładzie: co by pomyślał "wynalazca" ognia gdyby wysłać mu w czasie miotacz płomieni albo wynalazcy koła samochód. Oczywiście dla każdego z nich o ile znaliby pojęcie byłoby to SF. Prestiż przedstawia tezę, że nie ma magii, jest tylko nauka, często nieodkryta, analogią do tego jest dziennik Bordena który skrywa tajemnice jego sztuczek. Jeśli zrozumiesz te proste analogie to maszyna Tesli jest dla widza dziennikiem Bordena. Przy okazji jest to tez komentarz o moralności. Prestiż ma do zaoferowania znacznie więcej niż rozrywkowe kino o iluzjonistach.
Jak najbardziej "zasady gry się zmieniły", a Ty swoim porównaniem tylko to potwierdziłeś.
Nie da się zaprzeczyć że wprowadzono element SF, tak samo jakby w czasach wynalezienia koła zaprezentować samochód. Oczywiście może takie rozwiązanie się podobać,
ale ja jak wielu widzów nastawiłem się na film realny który raptem zmienił gatunek, a to mi się bardzo nie podoba.
Nie rozumiem na czym polega problem, rozwiązanie jest sensowne a historia zmierza w tym kierunku. Oczywiście, można zrozumieć, że komuś się to może nie podobać ale jaki to zarzut ? Moim zdanie ma to ręce i nogi i zakończenie podkreśla gruba kreską problematykę.
Zgadza się, problematyka jest jasno zarysowana i pod ty względem jest ok.
Problem jest tylko taki że chciałbym aby taki film miał w opisie dopisek fantastyka lub s-f.
Po prostu spodziewałem się filmu typowego o iluzjonistach (interesuję się trochę tym tematem) i do pewnego momentu tak było, natomiast pod koniec "zmieniono reguły gry' i tego nie da się zaprzeczyć. Mi osobiście taka zmiana zepsuła cały film niszcząc całkowicie klimat. W innym miejscu pisałem też o śmiesznej sytuacji gdzie realny całkowicie film "Iluzjonista" opisano jako "fantasy", i to właśnie te nieścisłości w określaniu gatunków irytują mnie najbardziej.
Powiem Ci szczerze, że zmartwiło mnie to co napisałeś. Jeśli faktycznie jest to tylko kwestia dopiski gatunku. Osobiście lubię być zaskakiwany elementami spoza kanonu. Taki problem miała polska widownia z The Cabin in the Woods - bo pisze horror a jest grubymi nićmi pastisz. Jak chcesz od kina więcej porzuć schematy, szufladkowanie szkodzi i odbiera przyjemność z tego co najlepsze. Prestiż ma tak dużo do zaoferowania, że takie szufladkowanie jest dla filmu po prostu krzywdzące. Chyba bardziej zrozumiałbym argument wylanego atramentu na papier na ostatnich stronach tego scenariusza.